Właściwie to miał być żart - książki przywiezione z kraju, którego języka nie znam. Obrazkowe - bo jest okazja, by przyjąć na chwilę perspektywę dziecka, które reaguje na obraz, tekstu nie mogąc przeniknąć bez pomocy dorosłego. Dwa kwadraty opatrzone znakiem ItsImagical przyjechały z Barcelony w firmowym papierze, z załącznikiem w postaci firmowego lizaka, dodatkowo opakowane w opowieść o bieganiu, szukaniu, wybieraniu. Uwielbiam prezenty, które poprzedza opowieść, obligatoryjnie barwna, fakultatywnie prawdziwa.
Większy kwadrat to La bella Mandarina Laury Pons Vega i Eleny Odriozola, na 4-8 lat (ależ skąd, to nie intuicja, ta informacja podana jest na okładce).Rzut oka i błysk rozpoznania: charakterystyczne kolory, ornament i twarz z wydłużonym nosem. Rysowniczka Elena Odriozola pojawiła się u nas dzięki wydawnictwu Tako, za sprawą pięknej książki O księżniczce, która bez przerwy ziewała (seria OQO).
Hi havia una vegada, tak to się zaczyna, najpiękniej, jak można: "dawno, dawno temu..." Po jednym, po dwa zdania na stronie, dużo jasnej przestrzeni, postacie (nie postaci, oczywista) śmiesznie maleńkie, trzeba ich szukać, przydusić palcem na kartce, żeby się nie zgubiły. Trzy kolory: brązowy kontur, pomarańczowe wypełnienie i kremowe tło. Bohaterka w bogatej szacie (najpierw jest, potem znika z książki), jej mąż (?) o wąsach długich i obwisłych, z kreseczką warkocza pod okrągłą czapką - tak symbolicznie zaznaczono Xina (Chiny).
I te pomarańczowe owoce homonimicznie chyba grające w książce. Słońce jak mandarynka toczy się po ziemi. Równoległość wrażeń to kłopot z rozczytaniem. Rozpoznaję emocje i stany (posiadanie i brak), domyślam się czynności, przede wszystkim jednak oko pieszczone jest ubóstwem i spokojem obrazów. Ale może jak w picturebooku, obraz i tekst nie pozostają w relacji 1:1, nie powielają się wzajemnie, oglądając łapiemy ich urodę, jakąś tam symbolikę... ciekawe, jak trafne te moje wrażenia.
I te pomarańczowe owoce homonimicznie chyba grające w książce. Słońce jak mandarynka toczy się po ziemi. Równoległość wrażeń to kłopot z rozczytaniem. Rozpoznaję emocje i stany (posiadanie i brak), domyślam się czynności, przede wszystkim jednak oko pieszczone jest ubóstwem i spokojem obrazów. Ale może jak w picturebooku, obraz i tekst nie pozostają w relacji 1:1, nie powielają się wzajemnie, oglądając łapiemy ich urodę, jakąś tam symbolikę... ciekawe, jak trafne te moje wrażenia.
Czcionka duża, tekstu mało, przypuszczalnie można tę książkę zarekomendować siedmio-ośmiolatkom do ćwiczenia samodzielnej lektury.
Ten mniejszy kwadrat to Una vegada hi havia una eruga Leo Gomeza i Susany Rodriguez. Format poręczny dla małych rąk, gruby papier dość trudny do rozdarcia.A obrazy odczytać można tak...
Bohater mieszkający w dziupli wychodzi na świat zimą i siada na czubku nagiego drzewa. Potem pilnie pracuje, szyjąc coś - jak się okazuje - liść w kolorze zimy, który następnie nakłada na zielone wiosenne drzewo. Zaczyna pracę ponownie. Znów nie trafia z kolorem. W sumie czternaście obrazów, wyczuwalny rytm pracy i przymiarek. Zima - szycie - wiosna - filcowanie - lato - tkanie - jesień - dzierganie... itp. Zawsze o jedną porę roku spóźnione.
Które to ze stworzeń dzierga i przędzie? Pulchna i dziecięca eruga. Gąsienica, czyli potencjalny motyl. Mikre szczególiki w maleńkiej książce, kolory i kształty poprawne, czytelne, eruga zabawna i rozczulająca. Gdyby pominąć tekst i opowiedzieć jakąś historię na podstawie ilustracji... nie sprawiłoby to nam większego kłopotu.
Ale jednak jest tekst, jakby poetycki, jakby uformowany w zwrotki wierszowe. Jak się okazało, po katalońsku (szybki przegląd w głowie: przeczytane w młodości W hołdzie Katalonii Orwella - Jaume Cabre - zeszłoroczni nacjonaliści katalońscy kontra nacjonaliści hiszpańscy - język, którym nie wolno było mówić). Z jajka językowej ignorancji wylęgła się teoria, że una eruga z mniejszej książeczki to dojrzewający do niepodległości naród kataloński, a obecna tam wiosna (primavera) jest wysoce rewolucyjna i niebezpieczna.
![]() |
Wysoce symboliczne zwierzęta |
Językowa ciekawostka. Wiecie, co znaczy staroświeckie słowo estyma albo archaiczne estymacja? Otóż "poważanie, szacunek", jak podaje wielce szacowny i poważany słownik PWN. Z czym kojarzy się wyrażenie "darzyć estymą"? Ze zrównoważonym spacerowaniem, kłanianiem się, całowaniem w rączkę. Zaś w języku katalońskim t'estimo ma temperaturę pieca. To są policzki czerwone i serce tłukące się jak ocell zamknięty w una gàbia.
A wracając do opowieści otulającej prezent: historia która opuściła usta i ta, która wpadła do ucha, to czasem nie jest to samo.