Roksanę Jędrzejewską-Wróbel cenię za kilka rzeczy. Za mówienie do dzieci pełnymi zdaniami, bez infantylizmów, a przecież w przyjaźnie prosty sposób - jak we Florce i Maleńkim królestwie królewny Aurelki. Za humor w tylu różnych odcieniach: od skłonności do jajcarstwa, przez subtelną ironię, do satyry, a tyle właśnie rodzajów śmiechu było przy Bzyk-brzęku. Lubię ponowoczesną - dorosłą mimo cukrowych ilustracji Agnieszki Żelewskiej - bajkę O słodkiej królewnie i pięknym księciu. Łobuziara z niej. Prowokatorka*. Umie ze słów ulepić fajnego bohatera. A nawet prawdziwą świnię.
![]() |
Okładka książki pochodzi ze strony wydawnictwa |
Fabuła Kamienicy taka jest oto. Lucjusz Prosiaczyński, syn Hipolita i Apolonii, jest samotny. Jest świniorem-kawalerem i do tego freakiem pośród normalsów. Zarówno stara panna Gizela Wredziszewska, Pelagia Bełkot, matka tłustego Arnoldzika, Luiza Truchcikowska, matka Czesi i Czesia i wszyscy inni mieszkańcy domu Pod Świńskim Kopytkiem pilnie wystrzegają się czegokolwiek, co dałoby sąsiadom powód do plotek. Żyją życiem bez właściwości, doskonale przeciętnym, nie obciążonym emocjami i dramatami. A tu masz - ich Lucjusz jest uwodzony przez wściekle charakterystyczną Klarę Kwik. Nie dość, że skażony artystyczną pasją (malarz), to jeszcze nielojalnie otwiera serce przed kolorową zwariowaną świnią! I tutaj właśnie świnki, które zazwyczaj siedzą w swoich mieszkankach i najwyżej plotkują koło śmietnika, nieoczekiwanie się jednoczą w dobrze rozumianym wspólnym interesie. Na przeszkodzie knowaniom stanie im niesforny marzycielski urok Klary... i coś jeszcze.
![]() |
Lucjusz i Klara |
Jędrzejewska-Wróbel doprowadza do absurdu powiedzenie mój dom to moja twierdza. W powieściowym domu każdy mieszkaniec jest dla wszystkich pozostałych lustrem, w którym przegląda się swojsko przeciętny ryjek. Dulscy-świnie zazwyczaj się izolują, ale spoi ich nienawiść ku obcej, ta zła lojalność, którą złączeni, okopią się w twierdzy normalności. Czytałam tę powieść jak mroczną satyrę na małą ksenofobiczną społeczność. Bez wybuchów śmiechu, przeważnie raczej ze zmarszczonymi brwiami. A w finale dech mi zaparło. Taki kaliber problemów? Ofiara winna zła, które ja spotkało? Grzech zaniechania? Ożeż ty, Roksano!
![]() |
Zebranie lokatorów rzecz chlubna... ale czy chcielibyśmy w takim uczestniczyć? |
Nie jestem w stanie odeprzeć jednej z tez książki: zapiekły świński foch nie rozwiąże żadnego problemu. Nie podobało mi się natomiast kategoryczne dzielenie bohaterów na fajnych-szalonych-kolorowych i niefajnych-szaroburych - za prosto, stereotypowo (choć doprawdy, Klara też ma swoje za uszami). Za to świetne są kwaśno-wesołe obrazki rodziny Lucjusza, Klary i ich - wrrr - prosiątek.
Ale warto temat ksenofobii z dzieckiem przepracować; prędzej czy później czytelnik Kamienicy spotka kogoś, kto będzie zupełnie inny od niego. Ot, będzie wegetarianinem, podczas gdy czytelnik będzie zadeklarowanym mięsożercą. Albo będzie wielbił swoje cztery kółka, gdy tenże czytelnik uwielbi rowery i transport miejski. Być może nie uda się polubić. Ale trzeba będzie współistnieć i nauczyć się porozumiewać. I lepiej nie mieć jako tarczy lęku i niewiedzy, od których zęby zgrzytają, a nogi same niosą do piwnicy na tajne zebranie.
Jeszcze o języku opowieści. Czasem Jędrzejewska-Wróbel tworzy historie "interwencyjne", w których na plan pierwszy wysuwa się problem. Są bardzo potrzebne, a Pisarka umie zaprząc słowa, żeby temu służyły. Mam natomiast poczucie, że w Kamienicy ostrze satyry dociska Autorka zbyt mocno. Zdania iskrzą od ironii, aluzji, drobiazgowych obserwacji wredoty świnek. Ponadto są stylistycznie "kolczaste", to jest bardzo długie i przeładowane. Tak, jakby Autorka nie potrafiła zrezygnować z żadnej kryształowo dźwięcznej myśli, z żadnego perlistego porównania. Faktem jest jednak, ze Kamienica to tekst dość stary, ponadto dedykowany czytelnikom nieco starszym od tych, co czytają Florkę czy Bzyk-Brzęka.
Jeszcze o języku opowieści. Czasem Jędrzejewska-Wróbel tworzy historie "interwencyjne", w których na plan pierwszy wysuwa się problem. Są bardzo potrzebne, a Pisarka umie zaprząc słowa, żeby temu służyły. Mam natomiast poczucie, że w Kamienicy ostrze satyry dociska Autorka zbyt mocno. Zdania iskrzą od ironii, aluzji, drobiazgowych obserwacji wredoty świnek. Ponadto są stylistycznie "kolczaste", to jest bardzo długie i przeładowane. Tak, jakby Autorka nie potrafiła zrezygnować z żadnej kryształowo dźwięcznej myśli, z żadnego perlistego porównania. Faktem jest jednak, ze Kamienica to tekst dość stary, ponadto dedykowany czytelnikom nieco starszym od tych, co czytają Florkę czy Bzyk-Brzęka.
Powiem rzecz podobną, co jedna z blogerek: mam poczucie, że Bajka, stawiając na sympatycznie kieszonkowy format i pogrubienie opowieści, chciała zasygnalizować, że opowiastkę skonsumują samodzielni czytelnicy. Na moje oko 9-10 letni.
A! walorem tego wydania są szkicowe, nonszalanckie rysuneczki Daniela de Latour z pomarańczowymi akcentami.
Ale klatka schodowa malowana w świńskie ogonki nie przejdzie. No pasaran. O.
A! walorem tego wydania są szkicowe, nonszalanckie rysuneczki Daniela de Latour z pomarańczowymi akcentami.
Ale klatka schodowa malowana w świńskie ogonki nie przejdzie. No pasaran. O.
* Autorka osobliwie faworyzuje świnki - prócz Kamienicy, Bajka wydała jej Rozmowy ze świnką Halinką i O Melanii, Melchiorze i panu przypadku. A ta zaświniona Kamienica jest o kilka tekstów wcześniejsza od wyżej wymienionych; najpierw wybudowano ją w łódzkiej Literaturze w 2006 roku, a teraz w warszawskiej Bajce.
Za egzemplarz pięknie dziękuję Wydawnictwu!
Zdjęcia pochodzą z tej świetnej strony
ilustracje: Daniel de Latour
wydawnictwo: Bajka
rok wydania:2014
Za egzemplarz pięknie dziękuję Wydawnictwu!
Zdjęcia pochodzą z tej świetnej strony
autor: Roksana Jędrzejewska-Wróbel
tytuł: Kamienicailustracje: Daniel de Latour